Po pierwszym wydaniu „Fletu” Marian Butrym
pisał: "Treścią powieści są dzieje nieistniejącego państwa(...). Historia,
która nam opisuje Łysiak, stanowi swoistą fantazyjną kompilację rozmaitych
wątków współczesnego świata. W wymyślonym kraju istnieją tępi władcy,
manipulowany propagandą lud, niewierne kochanki i sprzedajni agenci
policyjni, istnieje wszechwładza terroru i obłąkańcze idee dyktatora, przede
wszystkim zaś całością rządzi przypadek i okazjonalny układ sił. Nie jest to
również powieść z kluczem i choć poszczególne wątki mogą coś przypominać, to
jednak całość powieściowego wątku obraca się wokół ustawicznych i przeważnie
skutecznych walk o władzę, wszechwładnie króluje intryga, chaos walk i
podstępów, z których tylko najbardziej cyniczni i bezwzględni wychodzą cało.
W swej powieści Łysiak prezentuje ideę zasadniczego wpływu jednostki i jej
poczynań na fakty społeczne, aczkolwiek diagnoza ubezwłasnowolnionego
społeczeństwa w obliczu przewrotów pałacowych i bezwzględnych walk o stołek
jest przerażająca. (...) Krzywe zwierciadło dla Łysiaka to świat
współczesny, stanowiący tworzywo jego najnowszej powieści, którą po prostu
trzeba przeczytać i nad która warto się zastanowić”.
"Flet z mandragory" - przez wielu czytelników i
niektórych recenzentów uważany za najwybitniejszą w literaturze pięknej
analizę totalitaryzmu - został przez Łysiaka ukończony w 1978 roku. Wśród
zastanawiających się prawie nikt nie miał wątpliwości, że chociaż Łysiak
umiejscawia fabułę w państwie fikcyjnym, to prezentując okrucieństwa
totalitaryzmu myśli o własnym kraju. Spore kontrowersje wśród czytelników
budziło pytanie: czy Łysiak to natchniony sadysta, czy tylko wielki artysta?
"Fletowi" zarzucano "sadyzm", "przerost okrucieństwa" i "perwersję
torturologiczną", jakby nie rozumiejąc, że malowanie totalitaryzmu białymi
rękawiczkami to mniej więcej to samo, co strzelanie do śmiertelnego wroga
grochem...
|