Talleyrand był równie mistrzowski, jako rycerz racji stanu i jako sabotażysta racji
stanu, jako cichy manipulator i jako głośny propagandysta, jako orędownik
finansów państwa i jako złodziej grosza publicznego, jako filantrop i jako
notoryczny łapownik.
On pierwszy wprowadził termin "masy ludowe" na długo przed Marksem,
Engelsem i wszelkimi socjalistami. Talleyrand, ile razy słyszał o jakimś
nowym polityku, pytał: "- Czy widzi przyszłość?"... To kryterium było
pierwszoplanowe, bo sam był geniuszem oceniającym bez złudzeń ludzi i świat, w
lot ogarniał każdą sytuację polityczną i społeczną, a przenikliwie widząc skutki - nie
mógł być więźniem jakiegoś systemu. Stąd jego liczne, czasami raptowne
zwroty, kreowane przez mistrzowski rozsądek.
Kwestia terminologii. To co jedni nazywają zwrotem, drudzy nazywają zdradą.
Powiadał: "by zdobyć władzę i fortunę, nie trzeba mieć silnej woli -
trzeba nie mieć skrupułów". Sam cesarz Bonaparte dowiedziawszy się o
jego przeniewierstwie publicznie przezwie Talleyranda "łajnem w
jedwabnych pończochach". Istotnie - Talleyrand zdradził kilku
panujących, którym służył, oraz setki ludzi, którzy służyli jemu, a do
"Księgi rekordów Guinnessa" winien być wpisany przede wszystkim za
zdradzenie kilku ideologii, kilku instytucji, tudzież ustrojów. Zdradził
bowiem Kościół dla antychrześcijańskiego Terroru Rewolucji, Burbonów dla
jakobinów, jakobinów dla Dyrektoriatu, Dyrektoriat dla Napoleona, Napoleona
dla Burbonów, wreszcie Burbonów, drugi raz, dla Orleanów.
Historiografia zna trzech Talleyrandów. Talleranda mitologicznego (z legend
i plotek, które krążyły o nim przez kilkadziesiąt lat, między Rokokiem a
Romantyzmem), Talleranda automemuarowego (z jego własnych wynurzeń dla
potomnych) i Talleyranda dokumentarnego (z papierów archiwalnych, które
zaczęli publikować w ostatniej dekadzie XIX wieku Pallain i Bertrand). Ta
biografia Talleyranda pisana piórem Mistrza Łysiaka jest wspaniałym esejem
prezentującym subiektywnie, bez ściśle scentycznych rygorów, tego demona
wdzięku, mistrza "bon motu", czempiona erotyzmu, wirtuoza intrygi, fenomena
dyplomacji, weterana zdrady, demona noszącego na balu maskowym Europy
rokokowej, oświeceniowej i preromantycznej strój wielkopańskiego
uwodziciela. A jeśli to nie był bal, ino życie? Cóż... Jeżeli Mefisto
pojawił się na Ziemi w nowym wcieleniu, był lepszy (ciekawszy) niż ten
opisany wówczas przez Goethego. |