"Łysiak buduje
Katedrę"
Można
uznać bez wdawania się w zbędne dywagacje, że Katedra Historii Kultury i
Cywilizacji na Politechnice Warszawskiej stanowiła dla Łysiaka swoisty
nowicjat. Przydługi wprawdzie, bo trwający przez 20 lat (do 1992), ale summa
summarum niezwykle owocny, ponieważ pozwolił mu właściwie od początku, przy
pomocy pióra rozpoczęcie budowy swojej własnej katedry. I w majestacie
rozwijającej się sławy został jej prałatem. Za fundamenty tej szczytnej
budowli posłużyły mu pierwsze opublikowane w miesięczniku "Morze" (1972)
dwie nowele i pierwsza wydana w roku 1974 powieść beletrystyczna
"Kolebka" o głęboko patriotycznej wymowie. Niebotycznie wysokie mury
charakteryzujące się śródziemnomorską ornamentyką, postawił jeszcze w tym
samym roku, wydając "Wyspy zaczarowane". Już widać było, że
zamierzenia przerosły oczekiwania. Tak rodzą się legendy. Niedługo później
doszły kolejne filary pod przyszłą kopułę gmachu, "Szuańska ballada"
i "Francuska ścieżka" (1976). Podtrzymywany w swych tytanicznych
wysiłkach ogromnym zainteresowaniem wyznawców oraz powszechnym poklaskiem
dla monumentalnego dzieła które rozpoczął, postanowił wydłużyć główną nawę o
"Empirowy pasjans" (1977) i "Cesarskiego pokera" (1978).
Wydawało się, że nim gmach zostanie ukończony, wyznawcy gęsto pokryją cały
osiągalny teren budowy leżąc krzyżem. Niestety, te zamierzenia nie spotkały
się z uznaniem Lepszego, poruszonego wzrastającym zagrożeniem nowej idei
(lawiny wyznawców) wobec dogmatycznej rzeczywistości. Dalsza budowa Katedry
urzędniczym ukazem została wstrzymana, dokumentacja niecnych uczynków zaś
zabezpieczona przez autora w brulionie z tytułem "Perfidia" (1980).
Jednakże pisarz mając w pamięci słowa Diogenesa z Koryntu "Nie zasłaniaj mi
słońca!", dla rozproszenia strefy mroku, publicznie odkrył ścieżki swojej
wcześniejszej podróży do Nowego Świata w "Asfaltowym saloonie"
(1980). Wszak Kolumb płynąc na zachód nosił w sobie całą Amerykę. Wierzył,
że to "motto" zostanie właściwie odczytane; świat nie stoi w bezruchu,
trzeba zmierzać do przodu i wznosić się wyżej. Umiejętnie tocząc narzuconą
grę, odniósł kolejny sukces wygrywając partię z Lepszym, gdy znienacka na
rynku wydawniczym objawił się "Szachista" (1980). Próby izolacji
przez Lepszego zakończyły się niepowodzeniem. Rozpoczęło się za to dalsze
wznoszenie Katedry. Na prezbiterium pisarz przeznaczył "Flet z
mandragory" (1981), jako ostoję wiary po wsze czasy. Wzorując się
częściowo na rozwiązaniach lansowanych przez wybitnego architekta w dziele
"Frank LLoyd Wright" (1982), jako ornamenty zaprojektował "Wyspy
bezludne" (1987), których rozmieszczenie zaplanował z niezwykłą
dokładnością w najważniejszych punktach budowli, zgodnie z dewizą, że
Katedra ma odpowiadać atawistycznym potrzebom i wymaganiom człowieka,
zwłaszcza w zakresie bezpieczeństwa i wygody. Ma ona docelowo również pełnić
niespotykaną gdzie indziej rolę Muzeum Wyobraźni „MW” (1984), rolę
integrującą budowniczego z jego wyznawcami dla których prezentowane idee nie
były tylko "Łysiak fiction" (1986).
Kiedy gotowa była ambona oparta na dotychczas wydanych dziełach i tłumy
zapełniły główną nawę, popłynęły prorocze słowa budowniczego-artysty: "(...)
Zgódź się jednak ze mną, iż nie ma w literaturze właściwszej formy
sprzedawania prawd politycznych niż ta, którą zastosowałem dla
"Konkwisty" (1988), a mimo cenzurowania słów moich powiadam wam:
"Dobry" (1990) jest wszędzie. Bądźcie jak "polscy <kozacy> Bonapartego",
"Śledźcie myśli Napoleona", poddajcie się urokowi Empiru w "Napoleoniadzie"
(1990)".
Pamiętajcie jednocześnie, że "nie ma wiecznych imperiów i nie trzeba tu
proroctw - trzeba tylko cierpliwości (...)"; oto słowa z potyczek z
"Lepszym" (1990). Nie dajcie się przekupić "purpurowym srebrem",
sprzedając swoją ojczyznę, sprzedając siebie, albowiem niegodziwość i
podłość wasza zostanie bez skrupułów wykorzystana przez nieprzyjaciół, jak
to niegdyś w historii bywało, a czego nie wypowiedziały dotychczas w pełni
"Milczące psy" (1990). Ironią historii jest to, że dekada która
zaczęła się w 1980 roku narodzinami "Solidarności" i zakończyła w 1991
rozpadem sowieckiego imperium, należy do komedii (...); w tym nasz wspólny
los był "Najlepszy" (1992).
Wydawało się, że stojąc już w najwyższym punkcie Katedry, Łysiak prałat
niczym mityczny Ikar, przy pomocy skrzydeł sławy wzniesie się jeszcze wyżej,
jednak trochę już zmęczony i przytłoczony nieco monumentalną budowlą,
odchodzi na pobocze toczących się wydarzeń. Nie pozostawia ich jednakże bez
komentarza, czemu daje niejednokrotnie wyraz w obszernej publicystyce i
wywiadach, zebranych skrzętnie przez skrybów w wielu księgach "Łysiak na
łamach", tomy 1-6. Jego nurtuje już zupełnie inny temat, rzadko
podejmowany publicznie w społeczeństwie mocno zatomizowanym: feminizacja.
Daje temu upust w księdze o kobietach z "ich burdelowym stylem życia" pełnym
jednoznaczności, dwuznaczności i podtekstów. Po ukazaniu się tej pozycji
"Statek" (1994) - świątyni przybyło niezwykłe studium złożonej
moralności. Brakowało już tylko kompletnej Biblii. Dziejów sztuki wyrażonych
nie piórem, a pędzlem. Dziejów z których powinniśmy być dumni, należymy
bowiem do kręgu kulturowego stymulowanego przez Hellenizm, Judaizm i
Chrześcijaństwo. I tak powstało "Malarstwo Białego Człowieka" tom 1-8
(1997-2000). Dzieło człowieka chwalące imię Boga objawiającego się w sztuce.
Nim pisarz jeszcze ukończył Biblię i umieścił ją w Tabernakulum, dokonał
rozprawy etycznej "z wyborem mniejszego zła", podejmowanym wielokrotnie
przez mędrców, a częściej demagogów; uświadamiając wyznawcom jaką "Cenę"
(2000) trzeba za to zapłacić. Obwołany syndykiem, dokonał jednocześnie
rozliczenia kończącego się wieku XX, demaskując przeniewierstwa ,
szalbierstwa i oszczerstwa wszechwładnie panoszące się na ziemskim globie, a
potęgowane głównie przez współczesne środki masowego przekazu. Było to
prawdziwe "Stulecie kłamców" (2000). Chciałoby się zapytać: dokąd
zmierzasz, świecie? Na koniec ten wspaniały budowniczy, pisarz, artysta i
prałat w jednej osobie odprawia tajemnicze misterium ujawniając szerokim
rzeszom nie tylko swoich wyznawców, ogromne skarby, które zgromadził w
świątyni, skarby których wartości są nie do przecenienia. Unikatowe
malowidła, księgi, pamiątki narodowe, wyroby rzemiosła artystycznego,
grawiatury, dokumenty i manuskrypty. Prawdziwa "Wyspa zaginionych
skarbów" (2001). Skarbów godnych monumentalnej Katedry.
Krzysztof "Krisand"
Andrzejewski |