"Gazeta
Wyborcza" obchodzi szumnie piątą rocznicę swych urodzin. W fanfarę
triumfalną na pierwszej stronie rocznicowego numeru (7-8 maja 1994) zadął
sam wódz, Adam Michnik. "Figlarnie" (jego słowo) przypomniał Polakom, że
robi dobrze już pięć lat, tudzież obiecał nie ustawać. Będzie nam dalej
robił dobrze. Figlarz! Ciarki przechodzą.
"Rozpocząć wypada figlarnie" - tak brzmią pierwsze słowa hejnałowego tekstu.
Jak credo lub jak dewiza autora. Istotnie - rozpoczynając przed pięciu laty
Michnik zrobił duży figiel anty komunistom, którym się marzyła gazeta nie
czerwona, tylko taka, co byłaby dziennikiem wszystkich patriotów. Przy
"okrągłym stole" Solidarność wynegocjowała powstanie upragnionego organu, a
Geremek zrobił wszystko, by Michnikowi, nie zaś komu innemu, dano fotel
redaktora-bossa.
...Szybko się okazało, że "Gazeta" jest "Wyborcza" nomen omen.
Zamiast być ogólnopatriotyczną - "wybrała" różowych (UD-ków) i stała się
tubą tylko tej partii, partii, której "etos" jeden z prawicowych polityków
(Stanisław Michalkiewicz) zdefiniował jako płynne "kryteria
towarzysko-polityczne wypracowane w sanhedrynie warszawsko-kujawskim".
Płynność kryteriów polegała m.in. na tym, że Michnik swym organem zaczął
pieścić komunistów, bronić PZPR i OPZZ przed wywłaszczeniem z kradzionego
"dorobku", a ludzi, którym majaczyła praworządność, uczytelniająca rachunek
PRL, bez ogródek reklamował jako bestie. Dla wielu była to nie tylko zdrada,
ile nie budzący większego zdziwienia powrót do źródeł, bo pamiętali czerwoną
młodość Michnika i obserwowali wyznawany przezeń konsekwentnie kult
komunistycznego prometeizmu.
...Wielkoduszny parasol Michnika pierwotnie osłaniał komunistów jako takich
- jako byłych członków PZPR. Ich elita mogła dzięki temu spokojnie
"prywatyzować", ergo: przejmować w swoje ręce, cały majątek kraju - fabryki,
banki, grunty etc.-- i zatrudniać u siebie niższe kręgi towarzyszy, tak, by
na "upadku komunizmu" wzbogacił się każdy komunista.
...Proudecki system kłamstwa, budowany bez skrupułów przez "Gazetę
Wyborczą", był muzyką dla uszu olbrzymiej hordy półinteligentów polskich
mających się za inteligentów. Tytuł wywiadu, którego Michnik udzielił
"Polityce" - "JA JESTEM POLSKIM INTELIGENTEM" - stanowił dla tej rzeszy
wyborców UD i KLD dewizę herbową. Ci ludzie w rzeczy samej skwapliwie
dowierzali i wciąż dowierzają każdemu słowu, jakie głosi "Wybiórcza".
...Na ogół przeciwnicy "Gazety Wyborczej" uważają relatywizm moralny
(czyli selektywną etykę, tolerancję, prawdę etc.) za jej główny grzech, ale
się mylą. To fakt, że "Gazeta" uprawia go bez ustanku. Denazyfikacja była
cacy, lecz dekomunizacja jest be (chociaż komuniści wymordowali dużo więcej
ludzi niż naziści), etc. Jednak dla mnie bonapartysty patentowanego, a więc
człowieka brzydzącego się rasizmem (Napoleon: "Wszelki rasizm to łajdactwo i
obłęd"), głównym grzechem gazety Michnika jest rasizm. Rasizm anty polski
czy anty gojowski, wszystko jedno jak go zwać. Uprawiając to notorycznie,
Michnik robi Polakom wodę z mózgu. Fakt, iż jego wielbiciele nie pojmują, iż
jest to klasyczne szachrajstwo typu "trzy karty" lub "trzy lusterka",
przejdzie do annałów głupoty zbiorowej.
Waldemar Łysiak
20 maja 1994 |