<%@ Language=JavaScript %> Wyspy Wirtualne z Waldemarem Łysiakiem
Strona głównaDodaj do ulubionychNapisz do nas

  NAJNOWSZE DZIEŁA

Ostatnia kohorta
V wiek naszej ery. Wiek, który cofa europejską cywilizację pod każdym względem do stanu barbarzyństwa - ciemnej europejskiej nocy. Ten regres spowodowało runięcie paneuropejskiego Rzymu...

więcej

Rzeczpospolita kłamców - SALON
Szalenie obrazoburcza kontynuacja wątków podjętych w „Stuleciu Kłamców". Kłamców Rzeczpospolitej ostatnich 15 lat. Czym jest ów Salon?

więcej

Patriotyczne "EMPIREUM" bibliofilstwa
czyli przewodnik po terenach łowieckich Bibliofilandii tudzież sąsiednich mocarstw. "Empireum" to ewenement.  Dodam - i nie tylko. Jest to także, Łysiaka portret własny...

więcej

 

  Kolebka
  
Wyspy zaczarowane
  Szuańska ballada
  Francuska ścieżka
  Empirowy pasjans
  Cesarski poker
  Perfidia
  Asfaltowy saloon
  Szachista
  Flet z mandragory
  Frank Lloyd Wright
  MW
  Łysiak fiction
  Wyspy bezludne
  Konkwista
  Dobry
  Napoleoniada
  Lepszy
  Milczące psy
  Najlepszy
  Statek
  Malarstwo Białego Człowieka 1
  Malarstwo Białego Człowieka 2
  Malarstwo Białego Człowieka 3
  Malarstwo Białego Człowieka 4
  POCZET królów bałwochwalców
  Malarstwo Białego Człowieka 5
  Napoleon fortyfikator
  Malarstwo Białego Człowieka 6
  Cena
  Malarstwo Białego Człowieka 7
  Stulecie kłamców
  Malarstwo Białego Człowieka 8
  Wyspa zaginionych skarbów
  Kielich
  Empireum tom I i II
  Rzeczpospolita kłamców
  Ostatnia kohorta
  Najgorszy
  Salon 2 część 1
  Salon 2 część 2
  Talleyrand
  Lider
  Historia Saskiej Kępy
  Mitologia świata bez klamek
  4 czyli operacja Sandbox
  Satynowy magik
  Malarstwo biało-czerwone t. 1
  KARAWANa Literatury
  Malarstwo biało-czerwone t. 2
  Życie erotyczne księcia Józefa

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

  WALDEMAR ŁYSIAK - PUBLICYSTYKA

Prawem wilka

"TYSOL"  kontra zmowa umoczeńców.

 

(„TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ” - 19 stycznia 2001)



Do Redakcji "Tygodnika Solidarność":

Drodzy moi. Przyznając mi zaszczytny tytuł "Człowieka roku 2000", wyrządziliście mi ogromny honor, ale też wpędziliście mnie w pewien dyskomfort psujący mi jasną ergo klarowną wizję mojego statusu. A było już tak fajnie! Od wielu lat miałem bezapelacyjną i bezdyskusyjną pozycję outsidera. Nigdy nie należałem do żadnej organizacji (nawet do związków zawodowych), do żadnej koterii, do żadnego stowarzyszenia, do żadnego "środowiska" czy innego zbiorowiska formalnego, co dawało mi poczucie wolności, bez którego żyć nie umiem, nie chcę, i nie będę. W tzw. "wyzwolonej Rzeczypospolitej", czyli od roku 1990, samo publicystyczne mówienie prawdy prosto w ślepia każdemu kto zasłużył - i lewym i prawym - spowodowało, że jestem znienawidzony (a co za tym idzie: medialnie zwalczany lub ignorowany) przez wszystkie środowiska, wszystkie gangi, wszystkie kamaryle i wszystkie strefy wpływów: przez lewicę i prawicę, przez rząd i opozycję, przez "komuchów" i "solidaruchów", przez liberałów, pedałówi innych wałów, przez feministki, michnistki i flecistki, przez TVP i TVN, przez "Trybunę" i "Gazetę Polską", itd. itp. Jest to sytuacja, o której - gdybym jej nie miał - marzyłbym, Raj Łysiaka. Wyście mi to nadpsuli.

Zaczęliście to psujstwo już parę lat temu; był rok 1994 lub 1995, gdy przeczytałem w "Tysolu" - w artykule pt. "Kult Łysiaka" - że jestem, "Sumieniem Polaków". Poczułem się nieswojo. Gdy teraz zostałem Waszym "Człowiekiem roku" - poczułem się dużo bardziej nieswojo. poczułem również wdzięczność za to wyróżnienie - i całego serca jeszcze raz Wam dziękuję, kochani - ale nie jest moim przeznaczeniem bywanie laureatem, tak jak nigdy nie było moim wyborem zostawanie członkiem. Tymczasem dzięki Wam coraz mocniej zaczynam czuć się członkiem Waszej redakcyjnej rodziny, skupiającej tylu wyjątkowych ludzi spośród owej najmniejszej mniejszości, która funkcjonuje między Tatrami, a Bałtykiem - mniejszości ludzi prawych i odważnych, walczących ze Złem. "Tysol" jest dziś właściwie bez konkurencji. Żadne inne polskie medium nie przeciwstawia się wszelkiemu łajdactwu, wszelakiej niesprawiedliwości gangrenującej Polskę, wszelakiej zbrodni, kultowi kłamstwa i chamstwa - równie mocno, równie bezkompromisowo, równie śmiało i równie multiformalnie (honorem i humorem), co "Tygodnik Solidarność". Mieć Wasz bastion za platformę wyrażania opinii kulturowych czy politycznych - to frajda, więc korzystam z tego czasami. Ale miec poczucie anektowania mnie przez Wasze (choć tak szlachetne) kółko - to właśnie wspomniany dyskomfort, bo samotne wilki nie są zwolennikami grupowego działania, wolą pojedyncze boje. (...)

(...) Pytany bywałem ostatnio: czemu nie widziano mnie na Targach Książki we Frankfurcie lub na Kongresie Kultury Polskiej? Odpowiedzi jest tu kilka. Nie byłem tam, bo te imprezy urządzają ludzie, dla których Łysiak to "bete noire": postczerwoni tudzież różowi dyrygenci i beneficjenci żłobu państwowo-kulturowego, którym nie straszna żadna zmiana rządu, systemu czy też ustroju. W "Psach" Pasikowskiego weryfikowany przez komisję "odrodzonej Rzeczypospolitej" gliniarz mówi do szefa owej komisji: "Czasy się zmieniają, ale pan zawsze w komisjach!". Otóż to - czasy się zmieniają, reżimy się zmieniają, nazwy się zmieniają - a Łysiak jest dla komisji zawsze "persona non grata", bo nie zmieniają się manipulatorzy dyrygujący komisjami. Ci "nowi", którzy doszli niedawno (dygnitarze AWS-u), podlizują się tamtym "starym" bezwstydnie, używając hektolitrów wazeliny, byle tylko tolerowano ich w "środowiskach" jako "ludzi kultury".

Druga odpowiedź brzmi: nie biorę udziału w takich spędach, bo rej wodzą tam i pajacują tłumnie stare oraz nowe "elity kulturalne", obie paskudne, choć każda inaczej. Te tradycyjne maja sumienia ulepione z łajna: całymi dekadami czapkowały hersztom PZPR-u, czego żywym symbolem jest ów sędziwy, siwowłosy, lekko przygarbiony, przemiły i przesławny aktor, którego pamiętamy z kronik filmowych jak dziarsko i radośnie maszerował każdego 1 Maja przed trybuną honorową, pozdrawiając "przywódców partyjnych i państwowych", a dzisiaj tak samo czule klei się do każdej władzy, prezentując kamerom TVP pełną godności maskę "moralnego autorytetu". Zaś nowe pseudo elity (których forpocztą jest horda "ludzi mediów", bez krzty talentu i honoru, bez prawdziwej kultury i tradycji, bez kindersztuby i prostolinijności) - mają łajnowate nie tylko serca, lecz i mózgi, przez co rozumiem nuworyszowski pseudo intelekt. Ze zwykłą sobie celnością pisał niedawno Rafał Ziemkiewicz: "Tu elitą nazywamy gromady gwałtownie wyemancypowanych chamów. Ludzie o mentalnych kwalifikacjach fornali nagle zostali porwani wiatrem historii ku wyżynom, których nie pojmują, na których znaleźć się nie potrafią i po których poruszają się jedynym dostępnym im tropizmem - kalkulując swoje nikczemne, prywatne zyski i łącząc się, cham z chamem, w geszefciarskie koterie".

Wreszcie trzecia i bezwzględnie najważniejsza odpowiedź (dwie poprzednie są podrzędne) brzmi: nigdy nie brałem i nie będę brał udziału w tych sabatach lokajów i grafomanów, bo nigdy i nigdzie prawdziwa sztuka, prawdziwa kultura, prawdziwa twórczość nie powstawały (nie startowały, nie rozwijały się, nie funkcjonowały) dzięki kongresom, organizacjom, masowym imprezom et cetera, tylko zawsze dzięki "wieżom z kości słoniowej", czyli duchowym eremom - dzięki samotności. Zapytajcie Homera, Szekspira, Cervantesa, Słowackiego, czy Herberta. Albo żonę Herberta - ona jeszcze żyje. Zapytał ją pod koniec ubiegłego roku człowiek Michnika, J. Żakowski. Odpowiedziała: - Można mieć kochanki, żonę, tysiące admiratorów, nawet oddanych przyjaciół, i wciąż być samotnym. Taki właśnie był Zbyszek.

Taki był. Nawet wrednych "przyjaciół" pogonił (nie bacząc, że wypluwa "wielkie nazwiska" - vide Miłosz i Michnik), i stał się człowiekiem całkowicie bezkompromisowym (czyli całkowicie wolnym), za co jest dzisiaj chłostany, także przez małżonkę, której pomaga w tym usłużnie "Gazeta Wyborcza". Pani Herbertowa skarży się na męża raz za razem, udzielając tego wywiadu, a puentując ubolewa: - Jego zasady były bezlitosne. Dlatego był samotny.

Proszę Pani - zasady człowieka honoru albo są bezlitosne, albo to nie jest człowiek honoru. Tak jak mówił cesarz Napoleon: "Honor wyklucza zawieranie z nim kompromisów". Ja zaś dodam, że wilka nie można oswoić - można go tylko odstrzelić. Po śmierci Herberta jego odstrzeliwaniem zajmuje się z makabryczną wprost pasja i regularnością "Gaduła Wyrodna", czego kolejnym dowodem jest wspomniany wywiad. wywiad haniebny, nie można go więc skwitować za pomocą kilku zdań. W następnym numerze "Tysola" poświęcę mu cały artykuł. Będę tym tekstem bronił dobrego imienia poety, który czyniąc mnie swoim pojedynkowym sekundantem, dał mi do tego prawo. Jeden ze swych cudownych wierszy Herbert zaczął od słów:

"Ponieważ żyli prawem wilka..."

 

Waldemar Łysiak

19 stycznia 2001

 

OSKARŻAM!   MINISTERSTWO PRAWDY   MAISON DE TOLERANCE   SKUTECZNOŚĆ   PRAWEM WILKA


Copyright ©2001 - 2012  KRISAND

All rights reserved.